Egzaminy >< Umieram! ;_;
Szymon krzyknął i wyciągnął rękę w stronę psa. Wtedy stało się coś niespodziewanego. Jakimś cudem, mimo iż pies był już w połowie skoku na Alvina, naglę uderzył w skałę znajdującą się kilka metrów dalej. Zupełnie jakby jakaś wielka, niewidzialna ręka go złapała i rzuciła nim o kamień. Zwierzę osunęło się na ziemię i już się nie ruszyło.
Alvin opuścił ręcę i spojrzał w stronę Szymona podpierając się na łokciach. Miał szeroko otwarte oczy i oddychał szybko. Chłopcy przez kilka minut patrzyli się na siebie, zdezorientowani.
Wtedy rozległ się cichy szloch. Zarówno Alvin jak i Szymon błyskawicznie spojrzeli w stronę z którego dochodził. Brittany siedziała przy jednym z drzew, z kolanami podciągniętymi pod brodę, głową między nogami, skulona w kłębek. To ona płakała.
Alvin od razu zerwał się na nogi i podbiegł do niej. Przykucnął obok i zaczął coś do niej mówić, ale Brittany tylko kręciła głową. Chłopak wtedy akurat cieszył się że nie musi widzieć jej twarzy.
Szymon wziął wdech i powoli podszedł do Brittany i przykucnął po jej drugiej stronie.
-Brittany...- zaczął cicho delikatnie dotykając jej ramienia.
Dziewczyna odsunęła się natychmiast i jeszcze bardziej się skuliła.
Alvin westchnął i osobiście dotknął jej ramienia.
-Britt...- szepnął przysuwając się do niej- Britty, to ja... Alvin... Nie zrobię ci krzywdy.
-T-t-ten p-pies...- szlochała Brittany
-Psa już nie ma. Nie skrzywdzi cie, obiecuje. Nawet gdyby spróbował, ja będę tu, by bronić cię własnymi rękoma- przerwał jej miękko Alvin przyciągając ją do siebie. Dziewczyna wtuliła się w niego, ukrywając twarz w jego koszulcę- Brittany... Szymon jest tutaj... oboje widzieliśmy jak ten pies cie zadrapał... Pozwolisz mu zobaczyć tą ranę?
Szymon ponownie dotknął jej ramienia. Brittany nie od razu zareagowała.
-Britt...?- zagadnął chłopak.
Dziewczyna powoli się rozluźniła i wyciągnęła rękę w jego stronę. Okularnik ujął ją najdelikatniej jak umiał i spojrzał na nią. Rana nie wyglądała zbyt poważnie. Była trochę głęboka, ale było pewne że obejdzie się bez szwów i zbytniego szumu.
-Będzie dobrze- Szymon zwrócił się do brata, który obserwował ranę rudowłosej z dużym zmartwieniem w oczach- Ale musimy ją zabrać do zamku, i to teraz. Nie wiemy co to pies. Za to na pewno jest dziki. Trzeba oczyścić tą ranę, zabandażować ją, a Brittany musi otrzymać zastrzyki przeciwko wściekliźnie i innym takim. Poza tym, rana wciąż krwawi. Trzeba to zatamować- dodał poważnie
-Możesz to zrobić?
-Mógłbym, ale nie wiem czy ona mi na to pozwoli. Wciąż jest bardzo zdenerwowana, i chyba nawet wspólnymi siłami nie przekonamy jej by pozwoliła mi się zabandażować. Gdybyśmy zrobili to na siłę, moglibyśmy zrobić jej krzywdę. Lepiej będzie jeśli się po prostu ruszymy i ją stąd zabierzemy.
Alvin pokiwał głową, powoli wziął Brittany na ręce i wstał. Szymon również wstał, i sięgnął do kieszeni po paczkę chusteczek. Wyciągnął jedną i wytarł sobie ręce z krwi. Spojrzał na Brittany.
Dziewczyna na szczęście była już dużo spokojniejsza. Bezpieczna w ramionach Alvina, leżała z głową opartą o jego ramię i zamkniętymi oczami. Wciąż oddychała szybko.
Szymon powoli i delikatnie przetarł okolicę jak i samą ranę. Brittany jęknęła natychmiast zabierając rękę i wtuliła się w Alvina.
-Pośpieszmy się- poprosił Chłopak.
Szymon skinął głową i razem ruszyli ścieżką w stronę zamku, omijając psa szerokim łukiem.
Kiedy tylko zniknęli za zakrętem, zwierzę otworzyło swoje czerwone ślepia.
~~~~~~
Żaneta krążyła w to i z powrotem po pokoju, wydeptując ścieżkę w dywanie.
-Żaneta, uspokuj się, na pewno nic jej nie jest...- zaczęła Eleonora
-Ella, znasz Brittany, i dobrze wiesz że coś jej jest!
-Żan, ona ma rację. Na pewno nic jej nie jest- ruszył blondynce z pomocą Oscar- Pewnie jest z Alvinem. Może po prostu się zagadali i nie spojrzała na zegarek?
Żaneta zatrzymała się i spojrzała na chłopaka. Może miał rację? Już wiele razy Brittany spóźniała się na różne spotkania, bo była z Alvinem i zwyczajnie nie chciała zerkać na zegarek. Poza tym...
-Cóż... Jeśli jest z Alvinem, to... Na pewno nic jej nie będzie- powiedziała po chwili Żaneta
-Właśnie! Alvin w życiu nie pozwoli żeby coś jej się stało! Wyluzuj!- uśmiechnął się Oscar
-Zobaczysz, lada chwila Brittany stanie w drzwiach i wyrzuci Oscara z pokoju żeby nam opowiedzieć coś w stylu ''historia mego życia''- zaśmiała się Eleonora
-Hah, macie racje!- zachichotała Żaneta.
W tamtym momencie drzwi pokoju się otworzyły i do środka weszła Alice. Wyglądała na naprawdę zdenerwowaną.
-Ali? Hej, co się stało?- zapytała Eleonora
-Chodzi o waszą siostrę- odparła po chwili Alice
-C o ? ! Ale co się stało?- zapytały chórem Żaneta i Eleonora
-Opowiem wam wszystko po drodzę, ale teraz chodźcie ze mną.
Obie dziewczyny spojrzały na siebie i posłusznie poszły za azjatką.
Kiedy szły do głównego holu, dziewczyna opowiedziała im wszystko. Z każdym jej słowem zarówno Żaneta jak i Eleonora robiły się coraz bardziej blade.
-I teraz są tutaj- zakończyła Alice
-Ale... jak to? W lesie jest jakieś dzikie zwierzę...?- wyjąkała Eleonora
-Tego nie wiemy. Zadzwonimy po kogoś by to sprawdził.
-Brittany wyjdzie z tego, prawda?- zapytała Żaneta
-Tak, nie martwcie się. Jest w dobrych rękach. Oczyszczą jej ranę, zabandażują i zaszczepią przeciwko chorobom które mógł mieć ten pies- odparła Alice otwierając przed nimi jakieś drzwi
-Ale chłopakom nic nie jest, tak?
-Nie, oni są cali- uśmiechnęła się lekko azjatka wskazując na głąb sali.
Znajdowali się w średnim, kwadratowym pomieszczeniu. Ściany pomalowane były na biało, a pogłoga wyłożona czarnym marmurem. Po prawej i lewej stronie znajdowały się kolejne drzwi. Na ścianach wisiały obrazy typu piramida zdrowego żywienia, jak dbać o higienę osobistą i inne takie. Obok drzwi po prawej stronie znajdowały się półki z książkami. Wzdłóż ścian ciągnęły się ławki bądź krzesła, a w głębi sali, przy jednej w ław stał mały drewniany stolik z magazynami.
To właśnie na tej ławce siedzieli Alvin i Szmon. Cóż, Szymon tam siedział pochylony do przodu, jakby chciał powstrzymać wymioty, a Alvin krążył w kółko, przy okazji wydeptując ścieżkę w podłodzę- wyraźnie próbował się uspokoić.
-Szymek!- odezwała się Żaneta.
Brunet podniósł głowę i otworzył szerzej oczy. Natychmiast wstał. Dziewczyna błyskawicznie podeszła do niego i zaciągnęła w kąt sali, gdzie nikt nie mógł ich usłyszeć. Kątem oka zerknęła na Eleonorę i Alice które podeszły do Alvina i zajęły się uspokajaniem go.
-Żan, mogę ci wszystko wyjaśnić- rzekł Szymon- My tylko...
-Już wszystko wiem. Nie musisz mi nic wyjaśniać.
-Przepraszam cie...- westchnął okularnik
-Za co?- zdziwiła się Żaneta
-Nie wiem, ja... Czuję się jakby to była moja wina.
-Szymek, to co się stało Britt to nie twoja wina!- przerwała mu Żaneta- Nic jej nie będzie, i to mnie uspokaja. Najważniejsze jest to że nic więcej się nie stało, i że nikt inny nie ucierpiał.
-Mimo wszystko... jak zobaczyłem ich z tym psem... Strach mnie sparaliżował. Gdybym mógł się wtedy ruszyć, być może mógłbym tego wszystkiego uniknąć- mruknął Szymon zerkając na Alvina. Z daleka widać było że bardziej ma na myśli że coś mogło się stać jego bratu i to bardziej go obchodziło niż Brittany. Ale fiołkowooka nie miała mu tego za złe. Wiedział ile Alvin i Teodor znaczą dla chłopaka. W końcu to jego bracia. W dodatku młodsi. Szymon czuł się zobowiązany do chronienia ich.
Żaneta była pewna że gdyby chodziłoby o jej siostry, zareagowałaby tak samo.
-Wszystko będzie dobrze- uśmiechnęła się lekko biorąc go za rękę.
Chłopak spojrzał na nią i odwzajemnił uśmiech.
-Heh, zdaję się że to raczej ja powinienem uspokajać ciebie, a w między czasie to ty uspokajasz mnie- zaśmiał się cicho Szymon.
Żaneta uśmiechnęła się szerzej i wtuliła się w chłopaka. Brunet przez chwilę się zawahał, zaskoczony, ale w końcu odwzajemnił uścisk.
-Cieszę się że nic ci nie jest- szepnęła Żaneta.
W tamtym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju weszli Teodor i Charlene. Szymon i Żaneta szybko się od siebie odsunęli.
-Hej, tu jesteście!- zawołała Charlene- Cały obóz mówi tylko o tym co się stało, ale nie sądziliśmy że to prawda! Gdzie jest Britt? Co tak naprawdę się stało?- dodała pochodząc do Alvina.
Teodor za to podszedł do drugiego brata.
-Co się stało?- zapytał
-To długa historia...- westchnęła Żaneta
-Ale w skrócie to Brittany została ugryziona przez psa, i teraz muszą się nią zająć- dodał Szymon
-Rany...- bąknął Teodor- Więc te wszystkie plotki to nieprawda, tak?
-Jakie plotki?
-Cóż... niektórzy mówią że Brittany i Alvin zostali zaatakowani przez jakiś bandziorów. Inni że to karma przez coś tam. A reszta że Brittany ma ''zły tydzień'' i to wszystko to wypadek- wymieniał Teodor
-Ale to wszystko to jedna wielka bzdura!
-Wy to wiecie, oni też i ja również. Ale niektórzy ludzie mają po prostu za dużo wolnego czasu i wymyślają historie z innego świata- wzruszył ramionami Teodor uśmiechając się lekko- Wszystko będzie OK, prawda?- dodał już poważniej oglądając się przez ramię na Alvina. Chłopak siedział na ławce, pochylony do przodu, tak jak wcześniej siedział Szymon. Obok niego siedziała Charlene i coś do niego cicho mówiła. Ale nie wyglądało na to by Alvin jej jakoś specjalnie słuchał.
-Tak, wszystko będzie dobrze- odparł Szymon również zerkając na Alvina- Zaraz Britt wyjdzie, i wszystko wróci do normy.
-Ciekawi mnie skąd ten pies się tam wziął- szepnęła Żaneta na tyle cicho by tylko Szymon i Teodor mogli to usłyszeć
-Może w jakimś ogrodzeniu była dziura i wszedł- zaproponował Teodor- Prawdopodobnie uciekł.
-Nie sądze. Przecież jesteśmy na totalnym pustkowiu! Najbliższe miasteczko stąd to dwadzieścia minut drogi piechotą!
-Było coś w tym psie co mi się nie podobało- odparł Szymon, również szpetem
-Co takiego?
-Był za duży. O wiele za duży jak na normalnego psa.
-I co z tego? Istnieją duże psy- zauważył Teodor
-Nie, Teo... Ty... To jest, wy go nie widzieliście. Ale ja tak. Wierzcie mi, ten pies był ogromny. Dwa razy większy niż chociażby dog niemiecki. Dużo większy.
-Więc co w związku z tym?- zapytała Żaneta
-Pamiętacie te... ''zwierzęta'' które spotkaliśmy?- rzekł okularnik zniżając ton
-Sugerujesz że... ten pies mógły mieć coś z nimi wspólnego?
-Tego nie wiem, ale mam pewne wrażenie że tak.
-Cóż... te zwierzęta też były dużo większe niż byłyby normalnie.
-Jeśli tak... To czyj... hmmm... ''duch'' może to być, i co oznacza?
-Czarny pies... czarny pies...Co to oznacza?- mruknął pod nosem Szymon
-Śmierć- powiedział Teodor patrząc się prosto przed siebie, na ścianę
-Słucham?- zdziwili się Szymon i Żaneta
-Czarny pies oznacza śmierć. W wielu legendach, opowieściach, filmach lub książkach się pojawiają czarne psy, które oznaczając śmierć. Spójrzcie chociażby na Harry'ego Pottera- wyjaśnił Teo.
Szymon i Żaneta spojrzeli na siebie. Na logikę, jeśli spotkach czarnego kota to spotka cie jakieś nieszczęście. Więc, czy jeśli spotkasz czarnego psa to czeka się coś jeszcze gorszego? Czy jeśli spotkasz czarnego psa, to znaczy że jesteś blisko śmierci? Czy coś takiego jest w ogóle możliwe?
-Za dużo pytań, za mało odpowiedzi- westchnął w końcu Szymon
-Myślisz że powinniśmy powiedzieć Alvinowi?- zapytał Teodor
-Nie jestem pewnien czy to dobry pomysł... Ale muszę go o coś zapytać tak czy siak- odparł okularnik poważnym tonem
-Więc... co teraz?
-Teraz musimy jeszcze bardziej szukać informacji na ten temat. Ten atak... to nie może być przypadek. Mówię wam, tu dzieję się coś naprawdę dziwnego. I nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar dowiedzieć się co.
~~~~~~
Alvin wciąż siedział pochylony do przodu, i wciąż myślał tylko o jednej rzeczy. O rudowłosej przyjaciółcę. Czemu to tak dużo zajmuję? Czyżby rana okazała się poważniejsza niż myśleli? Czy Brittany nic nie będzie? Zostaną jej blizny? I najważniejsze- czy gdyby jakoś wtedy zareagował mogliby tego wszystkiego uniknąć? Czy wówczas siedzieliby teraz w głównym pokoju i opowiadali pozostałym co się stało? Bardzo by tego chciał.
Obok siebie, ledwo słyszał głos Charlene. Prawdę mówiąc w ogóle jej nie słyszał. Nie bardzo mniał na to ochotę. Wiedział że dziewczyna go uspokaja, ale zdecydowanie bardziej wolałby aby była cicho. Chłopaka ciekawiła reakcja Charlene gdyby ta dowiedziała się o tych wszystkich chwilach z Brittany. Na pewno to byłby koniec ich związku, bądź początek bardzo krwawej i brutalnej wojny. Albo obie te rzeczy.
Hej, chwileczkę! Charlene była zła na Alvina. Ale teraz siedzi z nim, trzyma go za rękę i uspokaja go. Czy to znaczy że już nie jest na niego wściekła? O co w ogólę była na niego wściekła?
W tamtym momencie drzwi po prawej stronie się otworzyły. Alvin natychmiast zerwał się na nogi.
Stanęła w nich kobieta. Wyglądała na jakieś sześćdziesiąt lat. Była niska, przysadzista z krótkimi, białymi włosami, brązowymi oczami, okularami i jasną karnacją. Była ubrana w białe spodnie, białą koszulę i kitel.
-Heh, dużo was tu- uśmiechnęła się kobieta.
-Wszystko w porządku?- zapytała szybko Eleonora robiąc krok w stronę kobiety
-Bywało gorzej- ten głos należał do kogoś innego. W drzwiach, obok pielęgniarki stanęła Brittany. Miała zabandażowaną rękę, a na jej sukience było widać czerwone plamy krwi. Ale prócz tego, trochę zmęczonego wzroku i bladej twarzy wyglądała naprawdę dobrze.
-Britt!- ucieszyli się wszyscy obecni.
Alvin podszedł do rudowłosej i przytulił ją mocno. Prędko jednak się odsunął słysząc ciche jęknięcie dziewczyny. Żadno z nich nie zauważyło spojrzenia Charlene którym obdarzyła ich oboje widząc ten uścisk.
-To ręka...- wyjaśniła Brittany zerkając na bandaż
-Wybacz, nie chciałem- odparł Alvin.
I na tych dwóch zdaniach skończyła się ich konwersacja, ponieważ Żaneta, Eleonora i Charlene podeszły do poszkodowanej, zupełnie separując ją od Alvina, i zaczęły zalewać ją milionami pytań. Alvin wycofał się do swoich braci.
-Widzisz? Mówiłem że wszystko będzie dobrze- uśmiechnął się Szymon
-Dobra, ale to nie znaczy że przyznam ci rację- parsknął Alvin
-Kiedyś to zrobisz, zobaczysz!
-Śnij dalej!- zaśmiał się Alvin patrząc na grupkę dziewczyn.
Brittany kiwała głową, odpowiadając na wszystkie pytania które zrozumiała. Po chwili spojrzała ponad ramieniem Charlene na Alvina. Wysłała mu lekki uśmiech. Chłopak bez wahania odwzajemnił uśmiech.
~~~~~~
Po pół godzinie wszystko było w miarę dobrze. Młodym gwiazdom zadziwiająco szybko udało się wymknąć tym wszystkim obozowiczom którzy czekali przed salą pielęgniarki chcąc ich zalać milionami pytań, co też zrobili.
Alvin zachował się wzorowo w stosunku do Brittany, i niczym zawodowy ochroniarz odseparował ją od fanów i zabrał ją do swojego pokoju.
-Poradzicie sobie?- zapytał po raz n-ty Szymon który pozwolił się wyciągnąć Żanecie do biblioteki
-Tak, wszystko będzie dobrze- mruknął, również po raz n-ty, Alvin
-Dobra, dobra! W takim razie widzimy się na kolacji- odparł Szymon i uśmiechnął się do Żanety, zanim ta pociągnęła go za rękę w stronę schodów.
-Tak... Daję im najwyżej tydzień- zaśmiała sie Brittany
-Ja mniej niż tydzień- odparł Alvin wyszczerzając zęby w uśmiechu i zamknął drzwi
-To...- zaczęła Brittany siadając na łóżku Alvina
-Jak się czujesz?- zapytał chłopak siadając obok niej
-Cóż... Piguła* dosyć szybko mnie poskładała. Dała mi coś przeciwbólowego, oczyściła ranę, zabandażowała ją i dała mi kilka zastrzyków. Potem zrobiła mi też herbatkę z melisy, żebym się uspokoiła bo ręce mi się tak trzęsły że masakra- uśmiechnęła się rudowłosa
-Zauważyłaś że najgorsze rzeczy zdarzają się zawsze tobie, i przeważnie to ty jesteś tą ''poszkodowaną'' bądź ''damą w opałach''?- zaśmiał się Alvin
-Taaak... to się nazywa moje szczęście!- odparła Brittany przewracając oczami
-Mogłabyś zapisać się na... no nie wiem, karate! Wtedy nie byłabyś już taka bezbronna!
-Phi! Nie ma mowy! Takie rzeczy idą wbrew mojej naturze!
Wówczas zapadła między nimi niezręczna cisza. Alvin wpatrywał się we własne adidasy, a Brittany skubała skrawek swojego bandaża.
-To... Co chcesz robić?- zapytał w końcu Alvin.
-Cóż... Zejście na obiad raczej odpada, bo zaraz będziemy mieć tam przesłuchanie ze strony innych, więc... Hej! Może obejrzymy kilka odcinków Holmes'a!- zaproponowała Brittany
-Jak sobie życzysz, Księżniczko!- zaśmiał się Alvin wstając by wziąć laptop.
Rudowłosa spojrzała w okno w stronę lasu. Ma nadzieje nigdy więcej tam nie wrócić. Wtedy spojrzała na Alvina i mimowolnie uśmiechnęła się. Gdyby nie on, mogłoby być jeszcze gorzej.
~~~~~~
No! To by było wszystko! Podoba wam się? Bo mi bardzo! :D Jestem z siebie dumna! ^^
Ciekam z niecierpliwością na komentarze, a ja w tym czasie zabieram się za ask!
*Czemu na wszystkich obozach ludzie wołają na pielęgniarki ''Piguła'' lub coś w tym stylu? xD
~Love you guys~
Alvin opuścił ręcę i spojrzał w stronę Szymona podpierając się na łokciach. Miał szeroko otwarte oczy i oddychał szybko. Chłopcy przez kilka minut patrzyli się na siebie, zdezorientowani.
Wtedy rozległ się cichy szloch. Zarówno Alvin jak i Szymon błyskawicznie spojrzeli w stronę z którego dochodził. Brittany siedziała przy jednym z drzew, z kolanami podciągniętymi pod brodę, głową między nogami, skulona w kłębek. To ona płakała.
Alvin od razu zerwał się na nogi i podbiegł do niej. Przykucnął obok i zaczął coś do niej mówić, ale Brittany tylko kręciła głową. Chłopak wtedy akurat cieszył się że nie musi widzieć jej twarzy.
Szymon wziął wdech i powoli podszedł do Brittany i przykucnął po jej drugiej stronie.
-Brittany...- zaczął cicho delikatnie dotykając jej ramienia.
Dziewczyna odsunęła się natychmiast i jeszcze bardziej się skuliła.
Alvin westchnął i osobiście dotknął jej ramienia.
-Britt...- szepnął przysuwając się do niej- Britty, to ja... Alvin... Nie zrobię ci krzywdy.
-T-t-ten p-pies...- szlochała Brittany
-Psa już nie ma. Nie skrzywdzi cie, obiecuje. Nawet gdyby spróbował, ja będę tu, by bronić cię własnymi rękoma- przerwał jej miękko Alvin przyciągając ją do siebie. Dziewczyna wtuliła się w niego, ukrywając twarz w jego koszulcę- Brittany... Szymon jest tutaj... oboje widzieliśmy jak ten pies cie zadrapał... Pozwolisz mu zobaczyć tą ranę?
Szymon ponownie dotknął jej ramienia. Brittany nie od razu zareagowała.
-Britt...?- zagadnął chłopak.
Dziewczyna powoli się rozluźniła i wyciągnęła rękę w jego stronę. Okularnik ujął ją najdelikatniej jak umiał i spojrzał na nią. Rana nie wyglądała zbyt poważnie. Była trochę głęboka, ale było pewne że obejdzie się bez szwów i zbytniego szumu.
-Będzie dobrze- Szymon zwrócił się do brata, który obserwował ranę rudowłosej z dużym zmartwieniem w oczach- Ale musimy ją zabrać do zamku, i to teraz. Nie wiemy co to pies. Za to na pewno jest dziki. Trzeba oczyścić tą ranę, zabandażować ją, a Brittany musi otrzymać zastrzyki przeciwko wściekliźnie i innym takim. Poza tym, rana wciąż krwawi. Trzeba to zatamować- dodał poważnie
-Możesz to zrobić?
-Mógłbym, ale nie wiem czy ona mi na to pozwoli. Wciąż jest bardzo zdenerwowana, i chyba nawet wspólnymi siłami nie przekonamy jej by pozwoliła mi się zabandażować. Gdybyśmy zrobili to na siłę, moglibyśmy zrobić jej krzywdę. Lepiej będzie jeśli się po prostu ruszymy i ją stąd zabierzemy.
Alvin pokiwał głową, powoli wziął Brittany na ręce i wstał. Szymon również wstał, i sięgnął do kieszeni po paczkę chusteczek. Wyciągnął jedną i wytarł sobie ręce z krwi. Spojrzał na Brittany.
Dziewczyna na szczęście była już dużo spokojniejsza. Bezpieczna w ramionach Alvina, leżała z głową opartą o jego ramię i zamkniętymi oczami. Wciąż oddychała szybko.
Szymon powoli i delikatnie przetarł okolicę jak i samą ranę. Brittany jęknęła natychmiast zabierając rękę i wtuliła się w Alvina.
-Pośpieszmy się- poprosił Chłopak.
Szymon skinął głową i razem ruszyli ścieżką w stronę zamku, omijając psa szerokim łukiem.
Kiedy tylko zniknęli za zakrętem, zwierzę otworzyło swoje czerwone ślepia.
~~~~~~
Żaneta krążyła w to i z powrotem po pokoju, wydeptując ścieżkę w dywanie.
-Żaneta, uspokuj się, na pewno nic jej nie jest...- zaczęła Eleonora
-Ella, znasz Brittany, i dobrze wiesz że coś jej jest!
-Żan, ona ma rację. Na pewno nic jej nie jest- ruszył blondynce z pomocą Oscar- Pewnie jest z Alvinem. Może po prostu się zagadali i nie spojrzała na zegarek?
Żaneta zatrzymała się i spojrzała na chłopaka. Może miał rację? Już wiele razy Brittany spóźniała się na różne spotkania, bo była z Alvinem i zwyczajnie nie chciała zerkać na zegarek. Poza tym...
-Cóż... Jeśli jest z Alvinem, to... Na pewno nic jej nie będzie- powiedziała po chwili Żaneta
-Właśnie! Alvin w życiu nie pozwoli żeby coś jej się stało! Wyluzuj!- uśmiechnął się Oscar
-Zobaczysz, lada chwila Brittany stanie w drzwiach i wyrzuci Oscara z pokoju żeby nam opowiedzieć coś w stylu ''historia mego życia''- zaśmiała się Eleonora
-Hah, macie racje!- zachichotała Żaneta.
W tamtym momencie drzwi pokoju się otworzyły i do środka weszła Alice. Wyglądała na naprawdę zdenerwowaną.
-Ali? Hej, co się stało?- zapytała Eleonora
-Chodzi o waszą siostrę- odparła po chwili Alice
-C o ? ! Ale co się stało?- zapytały chórem Żaneta i Eleonora
-Opowiem wam wszystko po drodzę, ale teraz chodźcie ze mną.
Obie dziewczyny spojrzały na siebie i posłusznie poszły za azjatką.
Kiedy szły do głównego holu, dziewczyna opowiedziała im wszystko. Z każdym jej słowem zarówno Żaneta jak i Eleonora robiły się coraz bardziej blade.
-I teraz są tutaj- zakończyła Alice
-Ale... jak to? W lesie jest jakieś dzikie zwierzę...?- wyjąkała Eleonora
-Tego nie wiemy. Zadzwonimy po kogoś by to sprawdził.
-Brittany wyjdzie z tego, prawda?- zapytała Żaneta
-Tak, nie martwcie się. Jest w dobrych rękach. Oczyszczą jej ranę, zabandażują i zaszczepią przeciwko chorobom które mógł mieć ten pies- odparła Alice otwierając przed nimi jakieś drzwi
-Ale chłopakom nic nie jest, tak?
-Nie, oni są cali- uśmiechnęła się lekko azjatka wskazując na głąb sali.
Znajdowali się w średnim, kwadratowym pomieszczeniu. Ściany pomalowane były na biało, a pogłoga wyłożona czarnym marmurem. Po prawej i lewej stronie znajdowały się kolejne drzwi. Na ścianach wisiały obrazy typu piramida zdrowego żywienia, jak dbać o higienę osobistą i inne takie. Obok drzwi po prawej stronie znajdowały się półki z książkami. Wzdłóż ścian ciągnęły się ławki bądź krzesła, a w głębi sali, przy jednej w ław stał mały drewniany stolik z magazynami.
To właśnie na tej ławce siedzieli Alvin i Szmon. Cóż, Szymon tam siedział pochylony do przodu, jakby chciał powstrzymać wymioty, a Alvin krążył w kółko, przy okazji wydeptując ścieżkę w podłodzę- wyraźnie próbował się uspokoić.
-Szymek!- odezwała się Żaneta.
Brunet podniósł głowę i otworzył szerzej oczy. Natychmiast wstał. Dziewczyna błyskawicznie podeszła do niego i zaciągnęła w kąt sali, gdzie nikt nie mógł ich usłyszeć. Kątem oka zerknęła na Eleonorę i Alice które podeszły do Alvina i zajęły się uspokajaniem go.
-Żan, mogę ci wszystko wyjaśnić- rzekł Szymon- My tylko...
-Już wszystko wiem. Nie musisz mi nic wyjaśniać.
-Przepraszam cie...- westchnął okularnik
-Za co?- zdziwiła się Żaneta
-Nie wiem, ja... Czuję się jakby to była moja wina.
-Szymek, to co się stało Britt to nie twoja wina!- przerwała mu Żaneta- Nic jej nie będzie, i to mnie uspokaja. Najważniejsze jest to że nic więcej się nie stało, i że nikt inny nie ucierpiał.
-Mimo wszystko... jak zobaczyłem ich z tym psem... Strach mnie sparaliżował. Gdybym mógł się wtedy ruszyć, być może mógłbym tego wszystkiego uniknąć- mruknął Szymon zerkając na Alvina. Z daleka widać było że bardziej ma na myśli że coś mogło się stać jego bratu i to bardziej go obchodziło niż Brittany. Ale fiołkowooka nie miała mu tego za złe. Wiedział ile Alvin i Teodor znaczą dla chłopaka. W końcu to jego bracia. W dodatku młodsi. Szymon czuł się zobowiązany do chronienia ich.
Żaneta była pewna że gdyby chodziłoby o jej siostry, zareagowałaby tak samo.
-Wszystko będzie dobrze- uśmiechnęła się lekko biorąc go za rękę.
Chłopak spojrzał na nią i odwzajemnił uśmiech.
-Heh, zdaję się że to raczej ja powinienem uspokajać ciebie, a w między czasie to ty uspokajasz mnie- zaśmiał się cicho Szymon.
Żaneta uśmiechnęła się szerzej i wtuliła się w chłopaka. Brunet przez chwilę się zawahał, zaskoczony, ale w końcu odwzajemnił uścisk.
-Cieszę się że nic ci nie jest- szepnęła Żaneta.
W tamtym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju weszli Teodor i Charlene. Szymon i Żaneta szybko się od siebie odsunęli.
-Hej, tu jesteście!- zawołała Charlene- Cały obóz mówi tylko o tym co się stało, ale nie sądziliśmy że to prawda! Gdzie jest Britt? Co tak naprawdę się stało?- dodała pochodząc do Alvina.
Teodor za to podszedł do drugiego brata.
-Co się stało?- zapytał
-To długa historia...- westchnęła Żaneta
-Ale w skrócie to Brittany została ugryziona przez psa, i teraz muszą się nią zająć- dodał Szymon
-Rany...- bąknął Teodor- Więc te wszystkie plotki to nieprawda, tak?
-Jakie plotki?
-Cóż... niektórzy mówią że Brittany i Alvin zostali zaatakowani przez jakiś bandziorów. Inni że to karma przez coś tam. A reszta że Brittany ma ''zły tydzień'' i to wszystko to wypadek- wymieniał Teodor
-Ale to wszystko to jedna wielka bzdura!
-Wy to wiecie, oni też i ja również. Ale niektórzy ludzie mają po prostu za dużo wolnego czasu i wymyślają historie z innego świata- wzruszył ramionami Teodor uśmiechając się lekko- Wszystko będzie OK, prawda?- dodał już poważniej oglądając się przez ramię na Alvina. Chłopak siedział na ławce, pochylony do przodu, tak jak wcześniej siedział Szymon. Obok niego siedziała Charlene i coś do niego cicho mówiła. Ale nie wyglądało na to by Alvin jej jakoś specjalnie słuchał.
-Tak, wszystko będzie dobrze- odparł Szymon również zerkając na Alvina- Zaraz Britt wyjdzie, i wszystko wróci do normy.
-Ciekawi mnie skąd ten pies się tam wziął- szepnęła Żaneta na tyle cicho by tylko Szymon i Teodor mogli to usłyszeć
-Może w jakimś ogrodzeniu była dziura i wszedł- zaproponował Teodor- Prawdopodobnie uciekł.
-Nie sądze. Przecież jesteśmy na totalnym pustkowiu! Najbliższe miasteczko stąd to dwadzieścia minut drogi piechotą!
-Było coś w tym psie co mi się nie podobało- odparł Szymon, również szpetem
-Co takiego?
-Był za duży. O wiele za duży jak na normalnego psa.
-I co z tego? Istnieją duże psy- zauważył Teodor
-Nie, Teo... Ty... To jest, wy go nie widzieliście. Ale ja tak. Wierzcie mi, ten pies był ogromny. Dwa razy większy niż chociażby dog niemiecki. Dużo większy.
-Więc co w związku z tym?- zapytała Żaneta
-Pamiętacie te... ''zwierzęta'' które spotkaliśmy?- rzekł okularnik zniżając ton
-Sugerujesz że... ten pies mógły mieć coś z nimi wspólnego?
-Tego nie wiem, ale mam pewne wrażenie że tak.
-Cóż... te zwierzęta też były dużo większe niż byłyby normalnie.
-Jeśli tak... To czyj... hmmm... ''duch'' może to być, i co oznacza?
-Czarny pies... czarny pies...Co to oznacza?- mruknął pod nosem Szymon
-Śmierć- powiedział Teodor patrząc się prosto przed siebie, na ścianę
-Słucham?- zdziwili się Szymon i Żaneta
-Czarny pies oznacza śmierć. W wielu legendach, opowieściach, filmach lub książkach się pojawiają czarne psy, które oznaczając śmierć. Spójrzcie chociażby na Harry'ego Pottera- wyjaśnił Teo.
Szymon i Żaneta spojrzeli na siebie. Na logikę, jeśli spotkach czarnego kota to spotka cie jakieś nieszczęście. Więc, czy jeśli spotkasz czarnego psa to czeka się coś jeszcze gorszego? Czy jeśli spotkasz czarnego psa, to znaczy że jesteś blisko śmierci? Czy coś takiego jest w ogóle możliwe?
-Za dużo pytań, za mało odpowiedzi- westchnął w końcu Szymon
-Myślisz że powinniśmy powiedzieć Alvinowi?- zapytał Teodor
-Nie jestem pewnien czy to dobry pomysł... Ale muszę go o coś zapytać tak czy siak- odparł okularnik poważnym tonem
-Więc... co teraz?
-Teraz musimy jeszcze bardziej szukać informacji na ten temat. Ten atak... to nie może być przypadek. Mówię wam, tu dzieję się coś naprawdę dziwnego. I nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar dowiedzieć się co.
~~~~~~
Alvin wciąż siedział pochylony do przodu, i wciąż myślał tylko o jednej rzeczy. O rudowłosej przyjaciółcę. Czemu to tak dużo zajmuję? Czyżby rana okazała się poważniejsza niż myśleli? Czy Brittany nic nie będzie? Zostaną jej blizny? I najważniejsze- czy gdyby jakoś wtedy zareagował mogliby tego wszystkiego uniknąć? Czy wówczas siedzieliby teraz w głównym pokoju i opowiadali pozostałym co się stało? Bardzo by tego chciał.
Obok siebie, ledwo słyszał głos Charlene. Prawdę mówiąc w ogóle jej nie słyszał. Nie bardzo mniał na to ochotę. Wiedział że dziewczyna go uspokaja, ale zdecydowanie bardziej wolałby aby była cicho. Chłopaka ciekawiła reakcja Charlene gdyby ta dowiedziała się o tych wszystkich chwilach z Brittany. Na pewno to byłby koniec ich związku, bądź początek bardzo krwawej i brutalnej wojny. Albo obie te rzeczy.
Hej, chwileczkę! Charlene była zła na Alvina. Ale teraz siedzi z nim, trzyma go za rękę i uspokaja go. Czy to znaczy że już nie jest na niego wściekła? O co w ogólę była na niego wściekła?
W tamtym momencie drzwi po prawej stronie się otworzyły. Alvin natychmiast zerwał się na nogi.
Stanęła w nich kobieta. Wyglądała na jakieś sześćdziesiąt lat. Była niska, przysadzista z krótkimi, białymi włosami, brązowymi oczami, okularami i jasną karnacją. Była ubrana w białe spodnie, białą koszulę i kitel.
-Heh, dużo was tu- uśmiechnęła się kobieta.
-Wszystko w porządku?- zapytała szybko Eleonora robiąc krok w stronę kobiety
-Bywało gorzej- ten głos należał do kogoś innego. W drzwiach, obok pielęgniarki stanęła Brittany. Miała zabandażowaną rękę, a na jej sukience było widać czerwone plamy krwi. Ale prócz tego, trochę zmęczonego wzroku i bladej twarzy wyglądała naprawdę dobrze.
-Britt!- ucieszyli się wszyscy obecni.
Alvin podszedł do rudowłosej i przytulił ją mocno. Prędko jednak się odsunął słysząc ciche jęknięcie dziewczyny. Żadno z nich nie zauważyło spojrzenia Charlene którym obdarzyła ich oboje widząc ten uścisk.
-To ręka...- wyjaśniła Brittany zerkając na bandaż
-Wybacz, nie chciałem- odparł Alvin.
I na tych dwóch zdaniach skończyła się ich konwersacja, ponieważ Żaneta, Eleonora i Charlene podeszły do poszkodowanej, zupełnie separując ją od Alvina, i zaczęły zalewać ją milionami pytań. Alvin wycofał się do swoich braci.
-Widzisz? Mówiłem że wszystko będzie dobrze- uśmiechnął się Szymon
-Dobra, ale to nie znaczy że przyznam ci rację- parsknął Alvin
-Kiedyś to zrobisz, zobaczysz!
-Śnij dalej!- zaśmiał się Alvin patrząc na grupkę dziewczyn.
Brittany kiwała głową, odpowiadając na wszystkie pytania które zrozumiała. Po chwili spojrzała ponad ramieniem Charlene na Alvina. Wysłała mu lekki uśmiech. Chłopak bez wahania odwzajemnił uśmiech.
~~~~~~
Po pół godzinie wszystko było w miarę dobrze. Młodym gwiazdom zadziwiająco szybko udało się wymknąć tym wszystkim obozowiczom którzy czekali przed salą pielęgniarki chcąc ich zalać milionami pytań, co też zrobili.
Alvin zachował się wzorowo w stosunku do Brittany, i niczym zawodowy ochroniarz odseparował ją od fanów i zabrał ją do swojego pokoju.
-Poradzicie sobie?- zapytał po raz n-ty Szymon który pozwolił się wyciągnąć Żanecie do biblioteki
-Tak, wszystko będzie dobrze- mruknął, również po raz n-ty, Alvin
-Dobra, dobra! W takim razie widzimy się na kolacji- odparł Szymon i uśmiechnął się do Żanety, zanim ta pociągnęła go za rękę w stronę schodów.
-Tak... Daję im najwyżej tydzień- zaśmiała sie Brittany
-Ja mniej niż tydzień- odparł Alvin wyszczerzając zęby w uśmiechu i zamknął drzwi
-To...- zaczęła Brittany siadając na łóżku Alvina
-Jak się czujesz?- zapytał chłopak siadając obok niej
-Cóż... Piguła* dosyć szybko mnie poskładała. Dała mi coś przeciwbólowego, oczyściła ranę, zabandażowała ją i dała mi kilka zastrzyków. Potem zrobiła mi też herbatkę z melisy, żebym się uspokoiła bo ręce mi się tak trzęsły że masakra- uśmiechnęła się rudowłosa
-Zauważyłaś że najgorsze rzeczy zdarzają się zawsze tobie, i przeważnie to ty jesteś tą ''poszkodowaną'' bądź ''damą w opałach''?- zaśmiał się Alvin
-Taaak... to się nazywa moje szczęście!- odparła Brittany przewracając oczami
-Mogłabyś zapisać się na... no nie wiem, karate! Wtedy nie byłabyś już taka bezbronna!
-Phi! Nie ma mowy! Takie rzeczy idą wbrew mojej naturze!
Wówczas zapadła między nimi niezręczna cisza. Alvin wpatrywał się we własne adidasy, a Brittany skubała skrawek swojego bandaża.
-To... Co chcesz robić?- zapytał w końcu Alvin.
-Cóż... Zejście na obiad raczej odpada, bo zaraz będziemy mieć tam przesłuchanie ze strony innych, więc... Hej! Może obejrzymy kilka odcinków Holmes'a!- zaproponowała Brittany
-Jak sobie życzysz, Księżniczko!- zaśmiał się Alvin wstając by wziąć laptop.
Rudowłosa spojrzała w okno w stronę lasu. Ma nadzieje nigdy więcej tam nie wrócić. Wtedy spojrzała na Alvina i mimowolnie uśmiechnęła się. Gdyby nie on, mogłoby być jeszcze gorzej.
~~~~~~
No! To by było wszystko! Podoba wam się? Bo mi bardzo! :D Jestem z siebie dumna! ^^
Ciekam z niecierpliwością na komentarze, a ja w tym czasie zabieram się za ask!
*Czemu na wszystkich obozach ludzie wołają na pielęgniarki ''Piguła'' lub coś w tym stylu? xD
~Love you guys~
Uroczo! ^.^
OdpowiedzUsuńMi również się bardzo podoba i również jestem z Ciebie dumna! xD Biedna Brittany..
Szczególnie podoba mi się że jest tak dużo Simonette.. :***
Dobra, to ja lecę czytać dalej.. :D
Kinia?? A co z twoim blogiem? Czekam na rozdział... 😘
UsuńTo takieeee. SWEEEET;3 super rozdział! Z resztą jak zwykle!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam💖i życzę duuuużo wenki;3 💖
To takie wciągająe! Ty to masz pomysły :3
OdpowiedzUsuńWgl, to znam wszystkie odcinki Sherlocka na pamięć i.. i prze ciebie widzę związek między czarnym psem z Sherlocka i tym twoim -.-
I od zlinczowania uratowała cię końcówka xD
I'm soo proud of you! <3 *o*
Dobra, lecę dalej <3
Ah, i jeszcze jedno...
Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww!
Britt żyję!
OdpowiedzUsuńPrzestraszyłaś mnie tym czarnym psem! Nie, to nie znaczy śmierć... nikt tu nie może umrzeć
No nie bądź taka WREDNA JAK IGA i nie uśmiercaj tu nikogo!!
No dzięki.
Usuń😂😂
UsuńW pewnym sensie Iga nikogo nie uśmierciła, tylko nas wystraszyła że to zrobiła😉
UsuńOk za dużo czasu z babką od Polaka. Gadam za mądrze;D
Hehe, ale w innej seriina serio ją uśmierciła, a potem była jakaś wróżka czy coś i ją wskrzesiła
UsuńA no chyba że mówimy o innej serii!
UsuńAle teraz mówimy o aktualnej ,
chyba...
No ja w sensie ogólnie mówiłam o całym blogu Igi ze wszystkimi seriami 😘
UsuńAaaaaaaa, w takim razie zwracam honor 😘
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń