Czeeeeść kochaaaani! :D Zgadnijcie kto już ma internet!!!! :D :D :D
Szymon siedział w sypialni, na łóżku, z nosem w książce. Po kilku minutach jego telefon zaczął wibrować a pokój wypełniła melodia piosenki All of me. Chłopak złapał komórkę i jednym zwinnym ruchem odebrał.
-Tak?- zapytał odkładając książkę na bok
-Szymek? Hej, to ja- w słuchawce rozległ się znajomy głos
-Dave!- ucieszył się Szymon- Cześć!
-Jak tam pierwsze dni obozu? Wszystko gra?
-Tak, znaczy... ja przesiaduję całe dnie w bibliotece, Teodor dziwnie często się wymyka niewiadomo gdzie, a Alvin już zdążył zmienić nasz pokój w śmietnik, więc... w sumie wszystko jest jak zawsze!- zaśmiał się Szymon- A ty?
-Myślę że w porządku. Oczywiście, pierwszego dnia wieczorem, gdy wyjechaliście, poczułem się jak w oazie, ale potem zrobiło się to męczące.
-Hah, uzależniamy!
W tamtym momencie w słuchawce rozległ się krótki pisk.
-Wszystko gra? Chyba masz drugą rozmowę- zauważył Dave
-Nie, to tylko sms- odparł Szymon- Daj mi sekundkę.
-W porzadku.
Szymon spojrzał na wyświetlacz telefonu.
Nadawca: Alvin -.-
Treść: SZYMON!!!!!! POMÓŻ MI!!!!!!!!
Okularnik przez kilka sekund wpatrywał się w wiadomość jak zahipnotyzowany. Dopiero gdy przeczytał ją dziesiąty raz przypomniał sobie o Dave'ie. Szybko przyłożył telefon do ucha.
-Hej, wróciłem- powiedział roztargnionym głosem
-Szymon, wszystko dobrze? Brzmisz jakbyś był zdenerwowany.
-Nie, to tylko...- zaczął Szymon. Nie zdążył dokończyć. W słuchawce dało się słyszeć trzy dłuższe piski. Ktoś inny do niego dzwoni.
-Tym razem to chyba jest druga rozmowa- stwierdził Dave
-Tak, tym razem tak... Dave, słuchaj... To pewnie Alvin. Chyba wpadł w kłopoty, i...
-Co? Jak to ''chyba wpadł kłopoty''? Co on znowu zrobił?
-Ja nie wiem, ale...
-Szymon, co jest granę?
Znowu te trzy piski. Muszę sobie ustawić inny sygnał- pomyślał Szymon.
-Potem do ciebie zadzwonię, dobrze? Teraz muszę kończyć!
-Ale...
-Kocham cie, Dave! Tęsknimy! Cześć!- przerwał mu Szymon szybko się rozłączając i od razu odbierając drugą rozmowę.
-Szymon! Wreszcie!- zawołał Alvin. W jego głosie wyraźnie było słychać zdenerwowanie.
-Alvin, można wiedzieć co ty znowu odwaliłeś?!
-Ja nic!
-No więc?!
-To Brittany!- pisnął Alvin- Szliśmy przez lasek, i... nagle zauważyliśmy wielką kałużę krwi...
-C O ? Alvin, jaka znowu kałuża krwi? Gdzie wy w ogóle jesteście?
-No przecież mówię, w lasku! A teraz słuchaj, bo to ważne, a ja zaraz tu wykituję z nerwów!
-Mów- westchnął Szymon
-No więc idziemy przez ten lasek i nagle zauważamy wielką kałużę krwi... Ja próbowałem ją odciągnąć, ale ona się nie chciała ruszyć, i... nie mogę jej obudzić, zrób coś!
-Co? Słuchaj, nie rozumiem cie. Weź głęboki wdech i wyjaśnij mi to!
-Brittany zobaczyła krew i zemdlała! Nie mogę jej obudzić! Powiedz mi co ja mam teraz z nią robić!- wybuchł Alvin.
Szymon przez chwilę się nie odzywał. Musiał sobie te wszystkie informacje poukładać z głowie. Alvin i Brittany są w lasku. Znaleźli tam wielką kałużę krwi. Skąd się tam wzięła ta kałuża? Czyżby w lesie znajdował się jakieś mięsożerne zwierzę? A co jeśli to coś innego? Czy w tym przypadku Alvin i Brittany są w niebezpieczeństwie?
-Szymon, odezwij się!- z zamyślenia wyrwał go Alvin drący się do słuchawki- Jesteś tam w ogóle?
-Jestem, jestem- odparł Szymon kręcąc głową- Od jak dawna Britt jest nieprzytomna?
-Nie jestem pewien... Nie pamiętam...
-Skup się!
-Od jakiś piętnastu minut! Mniej-więcej tyle...
-Oddycha?
-Tak, jej serce też bije.
-Dobra...- zaczął Szymon podchodząc do okna. Spojrzał w stronę lasu. Co tam się kryje?- Teraz słuchaj uważnie, bo to bardzo ważne, rozumiesz?
-Tak- odparł od razu Alvin
-W porządku. Sprawdź jej tętno, i...
-Jak do cholery się sprawdza tętno?- jęknął Alvin
-Eh... Przyłóż jej dłoń do nagrastka, tam gdzie jest żyła i licz ile jest uderzeń na minutę!
-Aha.
-OK... potem... spróbuj ją jeszcze jakoś ocudzić. Nie wiem... Poklep ją po policzku, ochlap ją wodą, uszczypnij, połaskocz ją... Wymyśl coś. W każdym bądź razie, jeśli nie obudzi się przez następne dziesięć minut, masz ją przynieść tutaj- polecił Szymon
-OK... Coś jeszcze?
-Tak. Gdzie jesteście?- zapytał po chwili zamyślenia Szymon
-Emm..- mruknął Alvin. W telefonie rozległ się niewyraźny szelest. Chłopak najpewniej się rozglądał- Gdy pójdziesz nad jezioro, na prawo od takich wielkich kamieni jest taka mała plażyczka. Jest tam też ścieżka. Idź cały czas prosto. Powinieneś nas znaleźć.
-W porządku. Zaraz tam będę.
-Lepiej pobiegnij. Nam dojście tutaj zajęło ponad pół godziny- polecił Alvin
-Wiesz co masz robić?
-Tak... mniej-więcej.
-Alvin...
-Tak?
-Nie trać nerwów. Nic jej nie będzie- powiedział po chwili zawahania Szymon- Obiecuję.
-Po prostu... pośpiesz się. Czuję że panikuję.
-Weź głęboki wdech i rób to co ci powiedziałem.
-OK...- westchnął Alvin.
Szymon rozłączył się. Błyskawicznie rzucił telefon na łóżko i puścił się biegiem do lasu, nie dbając nawet o to czy zamknął drzwi od pokoju, czy nie.
~~~~~~
Alvin odłożył komórkę na bok i delikatnie położył Brittany na chłodnej trawie. Ujął jej nadgarstek i przyłożył kciuk do miejsca w którym znajdowała się żyła, równocześnie zerkając na zegarek. Zaczął liczyć pod nosem.
-Sześdziesiąt siedem... sześdziesiąc osiem... sześdziesiąt dziewięc... siedemdziesiąt- mruczał pod nosem. Kiedy doszedł do siedziemdziesiąti, wybiła kolejna minuta.
-Brittany, błagam cię... Obudź się... Nie rób mi tego, proszę...- szepnął chłopak pochylając się nad rudowłosą.
-Mam ją obudzić... Ale jak?! Nie mam wody, a szczypać jej zamiaru nie mam!- pomyślał Alvin i nagle doznał olśnienia. Przypomniał sobie te wszystkie chwile kiedy wymuszał od Brittany różne rzeczy poprzez łaskotanie jej. Uśmiechnął się pod nosem na myśl pewnego testu który robili sobie nawzajem w szóstej klasie podstawówki.
Przesunął rękę Brittany w ten sposób by mieć dostęp do jej wewnętrznej strony. Zaczynając od ramienia w dół powoli przejechał palcem po mlecznej skórze dziewczyny ledwo ją dotykając. Kiedy doszedł do wewnętrzej strony łokcia, Brittany słabo poruszyła palcami i zacisnęła powieki na kilka sekund.
-Sukces!- pomyślał Alvin.
Po kilkukrotnym powtórzeniu testu rudowłosa otworzyła słabo oczy. Podparła się na łokciach i złapała się za głowę jedną ręką.
-Co... co się stało?- wyjąkała
-Brittany, w życiu mi czegoś takiego nie rób, rozumiesz?!- zawołał Alvin biorąc Brittany w ramiona.
Zaskoczona dziewczyna z początku się spięła, ale po krótkiej chwili rozluźniła się w wtuliła się w ramiona bruneta. Po kilku minutach Alvin odsunął się trochę by spojrzeć na Brittany, acz wciąż trzymał ją w ramionach.
-Wszystko OK?- zapytał zmartwiony
-Tak, ja... wszystko gra, tylko...Wciąż trochę kręci mi się w głowię- jąkała się Brittany siadając o własnych siłach- Ale nie martw się, zaraz mi przejdzie- dodała szybko zauważając spojrzenie Alvina
-Nie masz pojęcia jak mnie przestraszyłaś.
-Wiem... przepraszam.
-Nie wygłupiaj się, nie masz za co przepraszać!
-Uwierz mi mam... czasami mam już naprawdę dosyć tego głupiego lęku przed krwią!- westchnęła Brittany
-Britt, żaden lęk nie jest głupi- odparł Alvin
-Oh, czyżby?
-Słuchaj, znam osobę która panicznie boi cię ciem.
-Ciem?! Nocnych motylków?!
-Haha, tak, nocnych motylków!
Brittany uśmiechnęła się słabo do chłopaka. Alvin od razu odwzajemnił uśmiech. W tamtym momencie rozległ się tak dobrze znany Alvinowi narastający szelest.
-Co to było?- zapytała Brittany wstając. Niezbyt dobrze jej to wyszło, bo gdy tylko stanęła na nogach zachwiała się, czując jak świat w okół niej wiruję. Na szczęście, Alvin był obok by złapać ją w pasie.
-Teraz również ty to słyszysz, co?- zapytał- Wciąż uważasz że widzę rzeczy?
-Nie podoba mi się to...
-Szymon powinien tu niedługo przyjść. Chodź, poczekamy na ścieżcze, ale tym razem nie patrz się na tą krew, dobrze?- powiedział Alvin
Brittany skinęła potulnie głową. Jej towarzysz objął ją mocniej w pasie (sprawiając że policzki Brittany poczerwieniały) i razem ruszyli w stronę ścieżki. Kiedy przechodzili niedaleko szkarłatnej kałuży Brittany złapała się mocniej Alvina i ukryła twarz w jego koszulcę, czując jak jej kolana miękną. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i jednym, szybkim i zwinnym ruchem wziął rudowłosą na ręcę. Zaniósł ją do większego kamienia stojącego przy drodze i posadził ją na nim, plecami do krwi.
-Wszystko w porządku- szepnął jej na ucho- Jestem przy tobie. Zaraz wrócimy do zamku, a póki co siedź spokojnie.
Brittany pokiwała głową którą po chwili oparła o ramię Alvina. Chłopak objął ją ramieniem. Siedzieli tak kilka minut w ciszy, którą przerwał ten sam szelest.
-Alvin, to mi się naprawdę nie podoba... Co to jest?- zapytała cicho Brittany wpatrując się w miejsce z którego dochodził szelest
-Spokojnie, to pewnie tylko jakieś zwierzę- odparł Alvin ale mimo to wstał
-Może lepiej chodźmy już do zamku, co?- jęknęła Brittany również (tym razem powoli) wstając.
W tamtym momencie pomiędzy krzakami było wyraźnie widać parę dużych, czerwonych ślepi patrzących się prosto na nich. Chwilę potem zza drzew wyszedł wielki, umięśniony, czarny pies. Te czerwone oczy należały do niego. Tak samo jak gigantyczne łapy i pazury oraz kły jak brzytwy. Zwierzę szczerzyło zęby w ich stronę głucho powarkując. Brittany wstrzymała powietrze, a Alvin odruchowo ją zasłonił samym sobą. Pies zaszczekał głośno.
-Alvin...- szepnęła Brittany. Chłopak czuł jej oddech na swoim karku. Miał wielką ochotę odwrócić się i spojrzeć na Brittany, ale nie chciał widzieć jej szeroko otwartych oczu, pełnych strachu i białej jak ściana twarzy.
Poza tym, miał dużo ważniejszy obiekt do obserwowania. Czarny pies cały czas marszczył nos, ukazując im kły. Alvin zauważył że z pyska psa wycieka krew. Czyli to on zrobił ją kałużę krwi, zapewne zabijając jakiegoś jelenia, czy coś w tym stylu. Po kilku sekundach pies cały się napiął, gotowy do skoku. To też zrobił.
~~~~~~
Szymon zwolnił dopiero gdy porządnie zagłębił się w lesie. Wtedy zaczał żałować zostawienia telefonu. Gdyby miał go przy sobie mogłby zadzwonić do Alvina. Pewnie gdyby nie fakt, że w lesie jest jakieś mięsożerne zwierzę tak by nie reagował, ale w tamtym momencie naprawdę chciał mieć brata cały czas w kontakcie.
W tamtej chwili, z oddali rozległ się podwójny krzyk i kilka głośnych szczeknięć. Szymon od razu zesztywniał.
-Te krzyki mogą należeć tylko i wyłącznie do dwóch osób...- pomyślał i puścił się biegiem w górę dróżki.
Dobiegł na miejsce w idealnym momencie. Kiedy zobaczył co się dzieje stanął jak wryty. Wyraźnie czuł że jego nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Widział jak Alvin popycha Brittany na bok, ratując ją przed psem. Wielki, czarny pies skoczył w jego stronę. Chłopak schylił się w idealnym momencie, sprawiając że pies uderzył w drzewo które znajdowało się za nim. Natychmiast po tym Alvin odsunął się kilka kroków. Najwyraźniej nie widział Szymona.
Pies wstał i potrząsnął łbem po zderzeniu się z twardym pniem. Wyszczerzył zęby i spojrzał w stronę osoby która stała najbliżej. To jest Brittany. Dziewczyna rozejrzała się w okół siebie. Złapała przedmiot znajdujący się najbliżej. Była to gałąź jakiegoś drzewa. Pies podbiegł do niej i skoczył w jej stronę. Alvin krzyknął. Brittany, acz trochę za późno, zdzieliła psa gałęzią w pysk, sprawiając że jedyną raną którą był w stanie jej zrobić było zadrapanie zębami na jej przedramieniu. Po chwili z rany zaczęły wypływać szkarłatne stróżki, ale Brittany najwyraźniej tego nie zauważyła, albo nie chciała tego widzieć, bo zapiszczała i złapała się za rękę i skuliła się.
Alvin znowu krzyknął w stronę psa. Zwierzę obróciło pysk z jego stronę. Chłopak złapał nieduży kamień leżący niedaleko i rzucił w psa. Zwierzę po oberwaniu w żebra i głuchym zaskomleniu, zupełnie zapomniał o Brittany i rzucił się w stronę Alvina, z dziką wściekłością w oczach. Chłopak zrobił kilka kroków do tyłu, potknął się o wystający korzeń drzewa i upadł na ziemię. Otworzył szerzej oczy i zasłonił twarz rękami gotowy na ugryzienie.
Szymon poczuł że znowu jest w stanie panować nad własnym ciałem. Poczuł narastającą panikę i strach. Czuł się jakby w żyłach płynęła mu tylko adrelalina. Krzyknął i zrobił krok do przodu wyciągając rękę w stronę psa. Wtedy stało się coś zupełnie niespodziewanego.
~~~~~~
Teodor szedł szybkim krokiem po ciepłym piasku. Od prawie godziny nie mógł znaleźć Alvina, a teraz również Szymon zniknął. Zdecydowanie mu się to nie podobało...
Po chwili zauważył Charlene zbierającą rzeczy do torby. Chłopak od razu do niej podbiegł.
-Charlie!- zawołał.
Blondynka podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego.
-Siemka Teo, co się stało?
-Widziałaś gdzieś Alvina?
-Hmmm... Nie, poza tym, teraz trochę mało mnie to obchodzi- odparła beznamiętnie Charlene wstając
-Pokłóciliście się?- zainteresował się Teodor
-Cóż, coś w tym stylu.
-W porządku... więc nie wiesz gdzie jest?
-Nie. Prawdę mówiąc jestem ciekawa dokąd poszedł... Gdy ja poszłam do wody, on tutaj siedział. Nie wyglądał jakby miał gdzieś iść. Wiem, bo co jakiś czas na niego zerkałam. A potem po prostu zniknął.
-Kiedy ostatnio go widziałaś?
-Tutaj. Gadał z Britt.
-A Szymon? Widziałaś go?
-Tymbardziej. Cały czas byłam tu z Alvinem- powiedziała Charlene- Stało się coś? Czemu ich tak strasznie szukasz?
-Sam nie wiem... Po prostu tak naglę zniknęli... W dodatku oboje.
-Znając tych dwoje, to Szymon przesiaduję w bibliotece, a Alvin olał mnie i poszedł gdzieś żeby obczaić dziewczyny- stwierdziła blondynka
-Wiesz gdzie jest biblioteka?
-Chcesz tam iść?
-Chyba to jedyny sposób do znalezienia Szymona, nie sądzisz? To jak, wiesz gdzie jest?
-Teoretycznie rzecz biorąc.
-A praktycznie?
-Nie do końca. Ale to nic! Poradzimy sobie!- zaśmiała się Charlene, przewiesiła sobie torbę przez ramię i ruszyła w stronę zamku. Po chwili obejrzała się przez ramię- Hej, idziesz czy nie?
Teodor pokiwał szybko głową i pobiegł za nią.
Po jakiś piętnastu minutach błądzenia Charlene i Teodor stanęli w drzwiach biblioteki.
-Wow... Jest dużo większa niż sądziłam- zauważyła Charlene wchodząc powoli do środka
-I jak my mamy tutaj teraz znaleźć Szymona...?- jęknął Teodor idąc za nią
-Spokojnie!- uśmiechnęła się Charlene- Szymek przeważnie czyta w zagłębionych, odludnych i spokojnych miejscach, prawda?
-Oczywiście.
-No więc po prostu musimy znaleźć takie miejsca, i sprawdzić czy jest tam Szymon- postanowiła Charlene- Masz ze sobą telefon?
-Tak.
-W porządku... To może ty sprawdzisz tą część i ja tamtą, a jeśli któreś z nas znajdzie Szymcia, to napiszemy do siebie, OK?- zaproponowała blondynka
-Jestem za!
-Dobra! Widzimy się za chwilę!- uśmiechnęła się Charlene.
Teodor odwzajemnił uśmiech i ruszył w głąb biblioteki.
~~~~~~
I co sądzicie? :) Podoba wam się?
Cóż, Idze na pewno nie, bo znowu znęcam się nad Alvinem xD Sorry, Meja, ale mam egzaminy, i zaczynam wykorzystywać metody Kingi do uspokojenia się :D To jest- znęcanie się nad Alvinem xD Ciesz się że ja to robię w rozdziałach ;***
~Love you guys~
Cuuudowne! :)
OdpowiedzUsuńDopiero co wpadłam i zauważyłam, że są dodane aż trzy rozdziały! Wieeelki szacun z mojej strony!
Jeszcze nie ogarniam o co chodzi z tym psem, ale zapewne niedługo się dowiemy.. xD
Ja też nie miałam netu! :D
Pozdrówki i duuużo wenki! :3
No nie powiem postarałaś się! I w ogóle te sceny z Alvittany takie awwwwwwwwww ;3 ogólnie rozdział super i czekam na ten Ask z Charlene c;
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńWIKTORIA!
ZABIJĘ CIĘ!
JAK MOŻESZ?!??!?!?!?!?1??~!?!?21/2/2//12!?/!.
Jak ty śmiesz tykać MOJEGO ALVINA!!!!!
Rozdział oczywiście świetny, ale.. JAK TY MOGŁAŚ?!
Super😃 ale co z Alvinem i Brittany iiii z Szymonem...
OdpowiedzUsuńIdę dalej czytać